Smutna prawda o studiach

Smutna prawda o studiach



Jak zniszczyć sobie życie? Ot bardzo prosto, wystarczy podchodzić do niego olewająco. Proste nie? A wiecie jak jest fajnie na początku? Gorzej gdy po pewnym czasie obudzisz się już nie z ręką w nocniku ale po uszy w gównie. Wtedy przychodzi kryzys, za który wszyscy są winni, ale nie Ty. Bo jak Ty możesz być winna, że nie masz na jakiś temat bladego pojęcia. To wszystko to wina wykładowców i uczelni. No bo po co pozwalają ściągać, przecież wiedzą że robią Ci krzywdę. No wiedzą, nawet ich to pewnie bawi jak studenci ściągają. A wiecie dlaczego oni mają to gdzieś? Bo oni mają już pracę, wiedzę, a studenciaki nie. Tylko studenciaki tak na to nie patrzą, bo nic się nie ucząc zdają większość egzaminów, ba nawet na 5! A jak się trafi jakiś wymagający profesor to olaboga jaki on nie dobry, taki złamas, kawał ch...i w ogóle na stos z nim. Nie ma co robić w domu, nikt go nie lubi, wiec wymyśla coraz to trudniejsze egzaminy, które rozdaje z głupim uśmieszkiem już wyobrażając sobie ile osób przyjdzie na poprawkę, warunek a potem na awans, a przy odrobinie szczęścia może dzięki niemu ktoś wyleci z uczelni...

Dlaczego w ogóle o tym piszę? 

Bo właśnie ja jestem w takiej sytuacji. W pierwszym semestrze byłam ambitna, uczyłam się na każdy egzamin, starałam się pisać jak najlepsze prace projektowe, ale jakoś tak wyżej niż 4 nie miałam z egzaminów, 5 zdarzała się jedna. Za to osoby które się nie uczyły, miały mnóstwo 4 i 5, 3 dostawały jak ściągę mieli zbyt krótką.  No to po co ja się będę starać? Od następnego semestru moje przygotowania do egzaminu coraz mniej miały wspólnego z nauką, a coraz więcej ze zrzynaniem. Wtedy byłam taka dumna z tego, bo jestem taka sprytna i w ogóle. Ale wiecie co? Nie czułam satysfakcji. Doszło do tego że średnią z 3,55 w pierwszym semestrze  wyciągałam na 4,17-4,5, mimo to nie cieszyło mnie to. Wiedziałam że jakbym nie używała ''pomocy naukowych'' , to nie było by tak cacy. Ale to było takie ''wiem ale nic z tym nie zrobię''. Teraz przyszedł czas praktyk, szpital jak to szpital, to co tam robiłam miało tyle wspólnego z moimi studiami co kot z aportowaniem, ale przyszły praktyki w poradni. Wiecie co? Nigdy nie wstydziłam się tak jak tam. Niby moja opiekunka mówiła że to nie moja wina, tylko wina mojej uczelni, bo mam mnóstwo dziwnych zapychaczy jak przedmiot o wynalazkach, a przedmiotów typowo zawodowych jak na lekarstwo. Ale ja wiedziałam swoje. Wiedziałam że niektóre rzeczy były. W bardzo okrojonej formie ale były. Na pytanie o dwie choroby, jak powstają opowiedziałam tylko o jednej. Tamtej drugiej nie było na zajęciach, ale pisałam o niej pracę projektową, ale ta była napisana na ''odwal się'' więc nic już na ten temat nie pamiętałam.



Czy da się coś z tym zrobić?

Oczywiście że się da. Ja jak tylko skończę praktyki i zacznę prawdziwe wakacje, to wyjmę notatki z zawodowych przedmiotów i nadrobię zaległości. Innego wyjścia nie ma. Nie chcę już drugi raz wstydzić się tak bardzo jak wtedy.

P.S. Piszę o tym nie po to by się pożalić, jak mi jest źle, ale piszę to by ostrzec wszystkich którzy zaczynają studia od października oraz po to by przestrzec tych co podchodzą tak jak ja podchodziłam do tematu sesja.

A wy? Zdaliście sobie kiedyś sprawę, że nic co łatwo przyszło nic nam nie da? Podzielcie się w komentarzach 😉
Zombie być

Zombie być


Słysząc nieraz od dziadków, że dziś wszyscy tylko gapią się w telefony, bawiło mnie to. Uważałam ,że może i faktycznie niektórzy mają z tym problem, ale to na pewno tylko mały procent. A już na pewno nie uważałam że ten problem może dotyczyć mnie. No bo do czego używam smartfona? Do komunikowania się i czasami pooglądania jakiś pierdół. Tylko to czasami okazało się zajmuje mi jednak bardzo dużo czasu. Po sprawdzeniu wyszło mi nawet 3 godziny dziennie! Wiecie ile to jest?! To 1/4 dnia gapienia się w ekran telefonu! Ile można zrobić w tym czasie! 



Kiedy to do mnie doszło?
Siedziałam z dzieckiem w przychodni i obserwowałam ludzi. 99% rodziców z dziećmi siedzi z telefonem. Tu nie czepiam się włączenia bajki dziecku by to spokojnie czekało na swoją kolej ,sama mojemu muszę odpalić ''Smoka Edzia'' , bo on jest z tych co nie ma czasu i zaraz wychodzi, nie ważne czy ze mną czy nie byleby sobie iść z tego nudnego pomieszczenia. Bardziej rzuciło mi się w oczy dwie matki z dziećmi na ok 12 lat. Instagram i Facebook rządził, niby przyszły razem a jednak każda była w swoim świecie. 

Niestety prawda jest taka , że nie potrafimy spędzać ze sobą czasu..

No co nie jest tak? Kiedy ostatnio byłeś/byłaś u znajomych lub ci byli u Ciebie i nikt z was nie wyjął komórki by wejść na Facebooka? Albo po 5 minutach nie zaczął nagrywać relacji bo ''heloł jestem taki fajny, zobaczcie jak ludzie mnie kochają, jak potrafimy się bawić''?
No właśnie...
Teraz zabrzmię jak stara babka ale tęsknie za czasami dzieciństwa, gdy nikt nie miał telefonu, albo go miał ale jak szedł do znajomych to służył on tylko do tego by zadzwonić po mamę by ta nas od nich odebrała. Jakoś wtedy potrafiliśmy ze sobą rozmawiać , bawić się, a nagle gdy dostaliśmy telefon + dostęp do Internetu- odwaliło nam. Nagle ważne stały się memy, filmiki na Youtube, zdjęcia na Instagrama i oczywiście to ile osób nas na nim obserwuje i daje serduszka...
Trochę to żałosne, no nie?

Bardzo fajnie problem ten pokazuje ta kampania, jest tak celna, że już bardziej się nie da. Może i jest śmieszna ale jak zastanowimy się nad tym głębiej to wcale nie jest śmieszne. Zresztą zobaczcie sami.




A wy co uważacie? Ten film to przesada, czy może jednak faktycznie pokazuje ogłupienie dzisiejszej społeczności?  Podzielcie się opiniami w komentarzach.
Na dzisiaj to tyle, trzymajcie się 😙

Kwiatki, książki, malowanie..

Kwiatki, książki, malowanie..

Patrząc X lat do tyłu zawsze chciałam projektować ogrody. W sumie chciałam to mało powiedziane, ja miałam hopla na ich punkcie. To jak zwykłe kwiatki bądź krzaczki odpowiednio do siebie dobrane, przeobrażały zwykły kąt w bajkowy ogród, było dla mnie niesamowite. Jednak lata mijały, a ja wylądowałam najpierw w liceum o profilu policyjnym, a następnie na studiach dietetycznych. Muszę przyznać że te dwie rzeczy też mnie kręciły,niestety do policji się nie nadaję (wiem że to zbyt dużo dla mojej psychiki) a co do dietetyki to chyba zraziła mnie moja uczelnia. Przyznam,że inaczej wyobrażałam sobie te studia. Dodam że wydają mi się mało kreatywne. A ja muszę mieć ciągłe zmiany, móc się wyrazić w jakiś sposób, dlatego też na tych wakacjach zamierzam wrócić do moich starych zajęć które pochłaniały mnie bez reszty. Kiedyś kochałam rysować, projektować oraz pisać. Nie tylko wiersze, zaczęłam pisać książki. Oczywiście ani jednej ani drugiej nie skończyłam i dlatego może warto do nich wrócić.

Potrzebuje tylko własnego kąta w którym mogłabym spędzać wolne chwile, ponieważ jestem typem który nie lubi jak mu sie patrzy na ręce. Myślę że za niedługo pochwalę się nim bo to siedzenie na widoku coraz bardziej mnie irytuje 😜 W sumie to jestem jak ta trawka, nie robię tak jak wszyscy tylko muszę być inna i mieć swoje wybrane miejsce. 😀



Na blogu ''Jest rudo'' jest fajne wyzwanie, w którym biorę udział, jeśli wam sie nudzi to gorąco polecam, nic tak nie rozwija kreatywności jak zdjęcie pod hasło, bo zrobić fotkę i ja opisać to banał ale mieć narzucone hasełko to już coś 

Na koniec rzucam kilka fotek kwiatków, bo to o nich przecież dzisiaj było. 
Do zobaczenia niedługo 😚






Nabożni

Nabożni


,,Jeśli nie grzeszysz, jako mi powiadasz,
Czego się, miła, tak często spowiadasz?''
Jan Kochanowski, Fraszki, Księgi pierwsze,Na nabożną




Zaczęło się nietypowo ale dziś chcę się podzielić czymś co mnie razi, a ta fraszka świetnie oddaje problem. Jak wszyscy wiemy, w ostatnim tygodniu wypadało Boże Ciało. W tym dniu odbywają się procesje ulicami miast,wsi i właśnie to o tych procesjach dziś będzie.

Przyznaję szczerze, do wzoru typowego katolika mi bardzo daleko, ale przed tym świętem stało się coś co niezwykle mnie zniesmaczyło i pokazało że jednak nie jestem taka wredna jakby się wydawało. Otóż w mojej miejscowości procesja miała odbywać się ciut innym szlakiem niż zazwyczaj, co stało się powodem ogólnej sraczki i kłótni sąsiedzkich. Pojawiły się problemy typu ''nieskończone ogrodzenie u sąsiada'',  ''dlaczego on nie wywiezie gnoju, niech go choć obłoży pustakami lub przykryje plandeką '', nie chce się dołożyć do dekoracji'' (nie chciał bo chodzi do innego kościoła) i teraz gwóźdź programu - pewna pani gwizdnęła ołtarz, który miał stać u sąsiada ale ona chciała u siebie.  Oczywiście z tego ostatniego wynikła kłótnia, która z prędkością światła doszła do całej wioski.

Teraz tą całą sytuację odnieśmy do wiary teoretycznie cechującą się miłością nie tylko do Boga ale i do bliźniego. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że cała ulica robiła wszystko co w ich mocy by wszystkim uczestnikom procesji opadły nie tylko szczęki ale i gacie na widok ogólnego ładu na podwórkach, przesadzonych dekoracji. Na pewno miało to też wpłynąć na ich świętość, bo skoro tak się starali to są wzorowi. Co do samej procesji to się nie wypowiem, ponieważ po prostu pojechałam do innego kościoła by nie brać udziału w tym cyrku,bo inaczej nazwać się tego nie da. Choć jedno wiem na pewno- był wielki szum, bieganina, upominanie jednych przez drugich co skończyło się niepotrzebnymi kłótniami oraz możliwe że niektórzy zrazili się do sąsiadów na bardzo długo... Pytam po co to wszystko? Czy było to faktycznie warte? Najśmieszniejsze, że najbardziej jadowici byli Ci , którzy pierwsi lecą do kościoła i uważają się za najbardziej ''naj''. 

Przez takie zachowanie nie dziwię się że ludzie odchodzą  z kościoła. Sama zaczęłam do niego rzadziej chodzić jak zwróciłam uwagę na to o co w nim teraz chodzi. Przypominają mi się słowa mojego taty który powiedział 

''choćby to był największy alkoholik w całej wsi, lał rodzinę, to jak chodzi do kościoła i do spowiedzi to ludzie powiedzą że jest przykładnym katolikiem''

Kiedyś mnie to stwierdzenie śmieszyło ale dziś uważam- to jest po prostu smutne. Najbardziej zagorzali i aktywni w kościele, nie widzą co jest w Piśmie Świętym oprócz tego co im ksiądz w niedzielę bądź w tygodniu przeczyta. W sumie to nawet jak przeczyta to pokiwają głowami, że mądrze, że pięknie a potem pójdą i wbiją nóż w plecy sąsiada. 
Dlatego też ja nikogo nigdy nie postrzegałam przez pryzmat kościoła. Nie jest ważne dla mnie czy ktoś chodzi, czy nie chodzi, bo dla mnie najważniejsze jest to jakim jest człowiekiem.

Miałam sie uczyć ale tak mi to w głowie siedzi, że musiałam się tym z wami podzielić.
A wy co myślicie na ten temat? Piszcie w komentarzach.


 
Podsumowanie wyzwania

Podsumowanie wyzwania



Jak ten czas szybko leci, szczególnie gdy gonią terminy z egzaminami, projektami.... Przez to przyznaje, zapomniałam o podsumowaniu wyzwania. Całe szczęście nie zapomniałam o szkoleniu którego wyzwanie dotyczyło 🙈    A więc..
jak było i co mi to dało?

Co to jest? Szare, długie i do dupy?

Co to jest? Szare, długie i do dupy?



Dzień w dzień to samo. Rano śniadanie, potem kawa, przygotowanie obiadu przy którym zawsze pojawia się stos naczyń które trzeba ogarnąć, potem jemy to co zrobiliśmy, a wiec zostają nam znowu talerze, które pasuje umyć. Po obiedzie niby wolny czas a jednak niekoniecznie tak jest. To złapiemy, tamto złapiemy i jakoś tak wyszło że już jest wieczór, no to kolacja, kąpiel, paciorek i lulu…. Rzygać się chce no nie? I tak dzień w dzień to samo, przez co wypad na zakupy staje się czymś zajebistym. Nie mówię już o wyjściu do lekarza bo to aż godzina pod samym gabinetem z atrakcjami takimi jak wysłuchiwanie opowieści o wnukach, dzieciach albo narzekań na politykę bądź zdrowie. Ile rzeczy się wtedy człowiek dowie. Jak takie wyjście rozwija!

Ale czy tak musi być?


No nie musi ale tu trzeba osobistych chęci by to zmienić. Niebiosa się nie otworzą ,aniołek nie zleci z chmurki i nie sprawi że nasze życie będzie nagle ociekać zajebistością. Nie pomoże też setny poradnik, post na blogu, który zostanie przeczytany z zachwytem po czym na tym ‘’och i ach’’ nasze zmiany się skończą. Niestety to trzeba ruszyć tyłek. Siedząc i krytykując wszystko i wszystkich którzy ponoszą winę za nasz smutny i ciężki los, niczego nie zmienimy. No może jedną rzecz. Staniemy się wielką  zrzędą, która będzie widzieć problem we wszystkim tylko nie w sobie.

No to jak zacząć?

Na pewno powoli. Nie rozpisujmy od razu całego dnia bo i tak tego nie zrobimy. Zacznijmy od małych kroczków. Tak kroczków. Bo jak lista zadań na drugi dzień będzie wyglądać tak jak poniżej to już na samą myśl nie będzie nam się chciało.







Tego po prostu jest za dużo. Sama już nie raz próbowałam tak robić i wierzcie mi- to nie działa. No może są osoby którym się to uda dzień, dwa, ale potem się zniechęcą. Wbrew temu, że się nudzimy nieraz swoim życiem, to z tą nudą jesteśmy zaprzyjaźnieni, a wiadomo jak kogoś lubimy to ciężko nam ot tak zerwać znajomość, mimo że ta osoba ma na nas zły wpływ.


Ogłaszam więc wyzwanie
,, Życie to nie papier toaletowy''

Polega ono na tym, że małymi kroczkami będziemy starać się zrealizować swoje postanowienie. Nie będzie list, odfajkowywania kolejnych punktów, więc nie będzie spiny. Zasada jest tylko jedna- codziennie musisz zorobić coś w danym kierunku. Weekendy można sobie odpuszczać.

Co ja zamierzam zrobić? - Moim ‘’kroczkiem’’ jest ukończenie szkolenia, związanego z kierunkiem moich studiów. Jako że jestem leniwa i mam słomiany zapał, w tym przypadku nie mogę olać danego dnia i spróbować za 2,3 dni bo jest ono ‘’na żywo’’. Muszę o danej godzinie włączyć laptopa i posadzić przed nim tyłek, w przeciwnym razie mi przepadnie. 

Samej jednak jest smutno, więc zwracam się do was- Jeśli chcielibyście coś zmienić ale jakoś tak nie wychodzi, spróbujecie tak jak ja -najpierw od jednej godzinki dziennie, a potem może dorzucimy coś innego aż dojdziemy do momentu w którym chęć życia wraca. To jak piszecie się na to?


Trzymajcie się i do zobaczenia w komentarzach 😚

Nie takie moherowe, czyli inaczej nie zawsze znaczy źle

Nie takie moherowe, czyli inaczej nie zawsze znaczy źle

Oglądając dziś  ''do kanapki'' Dzień Dobry w TVN, trafiłam na bardzo ważny temat. Może jeszcze mnie on nie dotyczy ale poruszyli coś bardzo ważnego, a mianowicie o tym że wiek 50+ nie oznacza od razu zmiany zainteresowań na Radio Maryja oraz musowo moherowego bereciku z antenką. Program był o aktorce która właśnie nie pasuje do wzorcu typowej ''bardzo dojrzałej kobiety'', takiej co popatrzysz na nią i nazywasz babcią. Ta idzie z duchem czasu, co oczywiście nie było dla niej łatwe bo jak sama przyznała dodanie zdjęcia na Instagrama zajmowało jej ''cały dzień''. Teraz śmiga w Internetach , na koncie na Instagramie obserwuje ją ponad 4 tys osób(!)- sama chyba nigdy nie dobije do takiej ilości 😜


Oglądając w tle słyszałam głos dziadka ''za różaniec by się wzięła a nie'', a ja pytam dlaczego? Dlaczego ludzie ludziom lubią tak zazdrościć w kąśliwy sposób. Dlaczego nie podziwiają tych emerytowanych DJ, tej pani, tylko każda inność jest odrzucana i traktowana jako zło? Ja takie osoby podziwiam za zapał, za odwagę i za to że im się chce. Naprawdę. Ja sama nieraz idąc spać planuje ile to mogę zrobić na drugi dzień i zazwyczaj nie wychodzi z tego nic. A ludzie od razu komentują że zwariowała na starość i nie dba o to by odejść jako ta która kasę zamiast inwestować w Rydzyka biznes przeznacza na siebie. I tu szacun dla tych potępianych że mają to gdzieś i dalej robią swoje!

Na dziś to tyle, jak poszukacie na stronie programu telewizyjnego to obczajcie sobie tą panią. Trzymajcie się ciepło i pamiętajcie- nie ma wieku w którym czegoś nie wypada. Ciumpapa 😙😜


Copyright © 2014 By żyć po swojemu , Blogger